Przeczytałem ostatnio informację, że Dariusz Dziekanowski wystartuje w najbliższych wyborach samorządowych. Osobiście nie jestem zwolennikiem sytuacji, gdzie byli piłkarze, czy w ogóle sportowcy, decydują się na wejście do świata polityki. W Polsce jeszcze żaden były sportowiec niczego dobrego w polityce nie zrobił po tym jak wygrał wybory i dostał mandat posła, europosła, senatora, radnego, itp. A przykładów mamy już całkiem sporo. Osiągnięcia byłych sportowców można określić krótko - w najlepszym razie przeciętniactwo a częściej niestety kompromitacja. Nie powinny mnie zatem dziwić komentarze, które pojawiły pod informacją o kandydowaniu w wyborach przez Dziekanowskiego. Ale przykro się czyta ten cały hejt, który się z nich wylewa. Tym bardziej, że uderza on przede wszystkim personalnie w człowieka a nie w jego decyzję. Wiem, że pewnie wypowiadają się tam głównie ludzie, którzy dorwali się do komputera w przerwie między odrabianiem lekcji i którzy w ten sposób leczą swoje kompleksy, ale wiem też, że niestety dzisiejsze postrzeganie Dziekanowskiego jest diametralnie różne od tego z czym mieliśmy do czynienia w przeszłości.
Ja mam to szczęście, że pamiętam go jeszcze z czasów, kiedy w latach osiemdziesiątych osiągnął szczyt swojej formy. Czasy były ponure. Komuna, bieda, brak Internetu, fajnych miejsc na mieście i ogólnie duży syf. Ale co zrobić, trzeba było w takich warunkach dorastać. Jedną z dostępnych rozrywek była oczywiście piłka nożna i regularne wizyty na stadionach. I to właśnie w tamtych czasach pierwszy raz w mojej świadomości zaistniał Dziekan. Był absolutnym zjawiskiem jeśli chodzi o świat futbolu. Celebryta, skandalista i świetny piłkarz w jednym. Do tego człowiek obdarzony dużą dozą szczęścia, potrafiący strzelać bramki w najważniejszych momentach meczów. Podział wśród kibiców w Polsce był bardzo prosty - albo uwielbienie albo skrajna nienawiść. Od czasów Deyny tylko Dziekan potrafił tak mocno porwać za sobą kibiców na Legii. Potem już takich przypadków nie było. Bo ani Kowalczyk ani Pisz ani Boruc nie otarli się nawet o ten poziom. "Nie ma lepszego od Darka Dziekanowskiego" - tę piosenkę przez wiele lat było słychać wszędzie. Na stadionie, w wesołych autobusach wiozących kibiców na mecz, w knajpach. Śpiewano ją nawet jak odszedł już z Legii i grał zagranicą. Do dziś pamiętam jak przechodził do Legii z Widzewa co było najgłośniejszym transerem lat osiemdziesiątych w Polsce. Debiutował w Legii w meczu z Bałtykiem Gdynia, gdzie w samej końcówce strzelił zwycięską bramkę i mecz zakończył się wynikiem 4:3. Pamiętam jak od niechcenia strzelił w ciągu 4 minut hat-trika w meczu z Olimpią Poznań, jak w pucharach strzelił piękną bramkę Interowi Mediolan czy też absolutnie zjawiskową norweskiemu Vikingowi Stawanger. Pamiętam jak w połowie lat dziewięćdziesiątych wrócił na krótko do Legii i w swoim ponownym debiucie przy pełnych trybunach strzelił brankę Zawiszy Bydgoszcz, a Legia wygrała mecz 5:0. Pamiętam jak dostał czerwoną kartkę po tym jak do sędziego powiedział Panie Reks (sędzia miał na nazwisko Rek), jak po imprezach zawalał mecze będąc najsłabszym na boisku lub będąc najlepszym przyjeżdżając na mecz prosto z imprezy. Przy okazji był obdarzony bajeczną techniką, na boisku potrafił z piłką zrobić wszystko. Porównując go do dzisiejszych czasów był na pewno zdecydowanie bardziej popularny wśród kibiców niż jest teraz chociażby Robert Lewandowski, mimo że sportowo osiągnął zdecydowanie mniej. Z taką przeszłością Dziekan po prostu zasłużył sobie na duży szacunek bez względu na to jak potrafił odnaleźć się w życiu, które rozpoczął po zakończeniu kariery piłkarza.
Mam nadzieję, że wcześniej czy później znajdzie swoje właściwe miejsce w świecie futbolu i będzie się tam realizował. Bo bycie trochę trenerem, trochę ekspertem telewizyjnym, trochę felietonistą, kończy się tym, że teraz chce zostać trochę politykiem. Może przyzwyczaił się swego czasu to bycia gwiazdą, do życia na absolutnym topie i teraz jest mu trudno pogodzić się z rzeczywistością, ale ma jeszcze czas na odegranie kolejnej znaczącej roli w świecie piłki. Chciałbym zobaczyć go za kilkanaście lat w takim miejscu w jakim jest dziś Lucjan Brychczy. Z każdej strony duży szacunek i wszelkie możliwe honory. Tak właśnie powinien wyglądać starość wielkiego sportowca. I tego też życzę Dziekanowi.
Komentarze
Prześlij komentarz