Przejdź do głównej zawartości

Wyłapane #2

Ostatni weekend trudno zaliczyć do dobrych. Niestety nastąpiła kumulacja smutnych informacji. Najpierw wiadomość o śmierci Witolda Pyrkosza, a następnego dnia druga o bardzo poważnym w skutkach wypadku Tomka Golloba. Obaj w swoich środowiskach i wśród swoich fanów mają status legendy. Ten pierwszy już nigdy nie zagra w żadnym filmie ani sztuce teatralnej, ten drugi najprawdopodobniej już nigdy nie wystartuje w żadnym wyścigu. Ale temu drugiemu został inny wyścig, najważniejszy, najpierw o życie, a potem o zdrowie. Z każdej strony widać dowody wsparcia, oby dodały mu wiary i energii. Tomek to fighter, będzie walczył z całych sił, jak zawsze zresztą. #MistrzJestJeden - takie hasło wyświetli się dziś wieczorem na elewacji Stadionu Narodowego. Miły gest.

Na szczęście na koniec weekendu znalazł się jeden człowiek, który kolejny raz zadziwił świat, kolejny raz potwierdził swój geniusz, w jednej chwili uciszył 100 tysięcy ludzi i zamknął usta wszystkim krytykom coraz głośniej mówiącym, że już się skończył. Mam na myśli oczywiście Leo Messiego. Trzeba się cieszyć, że żyjemy w czasach, w których można oglądać jego grę. Oby mu się chciało kontynuować karierę przez kolejne lata, bo szybko drugi taki się nie pojawi. A Real ma nauczkę na przeszłość - nie drażnić Messiego. Bo w niedzielę przez dobre kilkanaście minut Messi snuł się po boisku i sprawiał wrażenie nieobecnego. A potem dostał łokciem w twarz od obrońcy Realu, polała się krew i Messiemu włączyła się bestia, które zniszczyła wszystko co było do zniszczenia i na koniec pokazała całemu stadionowi, kipiącemu złością i nienawiścią, swoje nazwisko na zdjętej i trzymanej w górze koszulce. Takie mecze przechodzą do historii i mówi się o nich przez lata. Real teoretycznie wciąż ma większe szanse niż Barcelona na zdobycie w tym sezonie mistrzostwa Hiszpanii. Ale czy po takim meczu, bolesnej, upokarzającej i prestiżowej porażce z największym rywalem, poniesionej na dodatek przed własną publicznością, mistrzostwo może wciąż mieć słodki smak?

I na koniec jeszcze jeden temat - pluszowe misie zamówione przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Z wielu stron pojawiły się kpiące głosy, krytyka, nawiązania do dużego misia, który kilka dni wcześniej stracił w MON całkiem dobrą pracę. Nie rozumiem tego, bo co w tym złego, że duża instytucja próbuje ocieplić swój wizerunek i dba o marketing. Mnóstwo firm robi takie akcje. Pamiętacie Pana Pikusia z Avivy? On się podobał i były pochwały, a na misia z MON-u leci hejt. Ja na sprawę misia z MON-u patrzę trochę inaczej. To jest miś na miarę naszych czasów. On idealnie odzwierciedla aktualną sytuację panującą w MON, te wszystkie wpadki, afery i aferki, niekompetencję, masowe zwolnienia. Analogia nasuwa się sama. Wystarczy przyjrzeć się jak ten miś jest ubrany. Na górze mundur, a na dole goła dupa!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyłapane #5

Z ciekawością obserwuję to co się dzieje wokół festiwalu w Opolu. Obraz, który wyłania się obecnie, z festiwalem nie ma już za wiele wspólnego. Artyści w większości zrezygnowali i wygląda na to, że Kurski będzie musiał odkurzyć swoją gitarę i sam pociągnąć show. No może z pomocą przyjdzie mu Rosiewicz i zaśpiewa o chłopcach radarowcach, choć to też mogłoby nie być najlepiej odebrane, bo jak się okazuje policja zamieniła radary na paralizatory i obecnie też ma trudne chwile... Ale wracając do festiwalu – tak to jest jak politykę próbuje się wprowadzać do masowej kultury. Kurski od dawna chodził po cienkiej lince i aż się prosił o kłopoty, jadąc po bandzie z partyjną propagandą. Ale chyba nie spodziewał się, że wywali się na Opolu. Mam nadzieję, że to będzie ten moment, w którym ktoś wreszcie pogoni tego szkodnika z funkcji prezesa TVP. Jako „twarz” telewizji jest on reklamą bardzo skutecznie zniechęcającą do płacenia abonamentu i czas to dostrzec. Jest jak wszystkie te okropne zdjęcia

Po co to?

Po co to? Nie wiem. Może mam za dużo wolnego czasu, a może już na tyle długo żyję, że czas napisać czasem coś na temat własnych przemyśleń. Mam poglądy dotyczące różnych dziedzin życia, ale na tym blogu będę pisał o sporcie. Głównie o piłce nożnej. Czyli o czymś, co jest najpoważniejsze z rzeczy niepoważnych i na czym zna się każdy obywatel tego kraju. Na jak długo starczy mi zapału? Tego też nie wiem. Ale zaczynam. I od razu dodam, że ze wszystkich czytelników, którzy tu zajrzą, najbardziej już lubię tego, który zamieści pierwszy komentarz.